środa, 7 grudnia 2016

1000 subskrypcji !

Drodzy czytelnicy :)








   Witajcie! Po długiej nieobecności, za którą Was przepraszam, w końcu powracam. Ku mojemu zaskoczeniu i przyznam szczerze niedowierzaniu, pragnę Wam serdecznie podziękować za to co właśnie dla mnie zrobiliście. Mianowicie, mój kanał na youtube osiągnął 1000 subskrypcji! A to wszystko dzięki Wam, dzięki Waszemu wsparciu i Waszych chęci wyświetlania filmów.

   Muszę przyznać, że wraz z Mikołajem sprawiliście mi niesamowity prezent. Owszem, jestem tego świadomy, ze 1000 subskrypcji to jest nic w porównaniu z takimi kanałami jak kanał Sylwestra Wardęgi, Chłopaków z 5 sposobów czy Abstrachuje bądź wielu innych znanych youtuberów, ale jak dla mnie jest to bardzo zadowalający wynik, patrząc z perspektywy tego co robię, tym bardziej, że robię to w wolnych chwilach.

   Zatem, w związku z tym, że śledzicie, w mniejszym lub większym stopniu, moją działalność na youtube czy też na blogu chciałbym Wam zaprezentować w ramach podziękowań nie tylko powyższy filmik ale też coś, co od jakiegoś czasu jest wizytówką wielu znanych osobistości ze świata internetu. Mowa tu o wszelakich gadżetach, w moim przypadku "hartujących ducha". Otóż, założyłem swój własny sklep na portalu Cupsell.pl, gdzie będziecie mogli nabywać - oczywiście - wedle gustu i chęci, w pierwszej kolejności autorskie koszulki związane oczywiście z motywacją i nazwą kanału. Tworzone dla każdego, przeznaczone do noszenia na co dzień, na siłownię, czy do biegania, najważniejsze by hartowały przy tym Wasze umysły, serca i ducha. Serdecznie zapraszam do odwiedzania kanału - https://www.youtube.com/channel/UCjQ3c8CpD5Kw031Tt_YudVA  bloga - http://www.hart-ducha.blogspot  ale i również do sklepu, który z czasem będzie się rozwijał - http://hartducha.cupsell.pl/ .A na koniec jeszcze raz, wielkie dzięki za wszelakie komentarze, łapki w górę jak i te w dół, no i czekamy na kolejną okrągłą liczbę ;)

Pozdrawiam ;)

poniedziałek, 11 lipca 2016

Dziękujemy Wam Polacy!

   Polska mistrzem Europy! Chciałoby się wykrzyknąć po zakończonych właśnie mistrzostwach Europy, ale niestety, ten tytuł trafił w ręce Portugalczyków. Aczkolwiek, naszym piłkarzom należą się wielkie słowa uznania i szacunku za to, co zaprezentowali na francuskich boiskach, ponieważ dojście do ćwierćfinału w tak prestiżowym turnieju jest dla nas historycznym osiągnięciem.

Krótki raport z EURO 2016
   Po raz pierwszy mecze rozgrywają 24 drużyny, w tym my, Polska. Po bardzo udanych eliminacjach, po których zajęliśmy drugie miejsce w grupie, premiowane bezpośrednim awansem do finałów, oczekiwania wobec piłkarzy były wielkie. Tak świetnie zorganizowanej i dobranej kadrowo reprezentacji nie mieliśmy od lat. Trener Adam Nawałka wykonał świetną robotę sprawiając, że Polska po raz trzeci zagrała na mistrzostwach Europy. Można powiedzieć, że losowanie grup okazało się dla nas szczęśliwe, gdyż trafiliśmy na Niemców, z którymi w eliminacjach wygraliśmy pierwszy mecz 2:0 - historyczny zresztą - oraz na Irlandię Północną i Ukrainę, czyli drużyny w naszym zasięgu.

   I tak też się stało. Po skromnych zwycięstwach 1:0 z Irlandczykami i Ukraińcami oraz niezwykle emocjonującym bezbramkowym remisie z Niemcami awansowaliśmy z grupy jako druga drużyna i jesteśmy w 1/8 finału. Tam czekała na nas reprezentacja Szwajcarii, którą pokonaliśmy po pierwszych w naszej historii rzutach karnych 5:4. I jesteśmy w ćwierćfinale, gdzie po ciężkim meczu i dogrywce z Portugalią, niestety przegrywamy w konkursie rzutów karnych i tutaj sen o półfinale dla nas się kończy. To tak w skrócie o naszej grze na EURO 2016.

Ocena Naszej reprezentacji
   Biorąc pod uwagę nasze występy na tego typu turniejach trzeba przyznać, że od kilkunastu lat nie udało nam się niczego osiągnąć. Czy to były mistrzostwa Europy czy też mistrzostwa świata przeważnie kończyło się tak samo. Po znakomitych eliminacjach, gdy przyszło co do czego, rozgrywaliśmy mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor. Tym razem było inaczej. Oczekiwania były wielkie i piłkarze nas nie zawiedli. Wytrzymali presję i wykorzystując swój potencjał sprawili nam wielką niespodziankę. Niespodziankę, która trwała dłużej niż tylko trzy mecze. Każdy Polak, nieważne czy dopingował reprezentację z trybun we Francji, czy w domu przed telewizorem lub w miastach gdzieś przed telebimem, gorąco trzymał kciuki i przeżywał wraz z piłkarzami wszystkie spotkania. Wszędzie można było zauważyć biało-czerwone flagi w oknach i za szybą w samochodach. Cała Polska żyła tymi mistrzostwami, tym wielkim piłkarskim świętem. Bramki strzelali ci, którzy powinni strzelać, chociaż z drugiej strony nasza skuteczność nie imponowała. Arkadiusz Milik w meczu z Irlandią Północną, Robert Lewandowski z Portugalią, a Jakub Błaszczykowski dał swoim golem zwycięstwo nad Ukrainą i Szwajcarią. Poza tym, świetna postawa w bramce Łukasza Fabiańskiego, w obronie m.in. Łukasza Piszczka, Kamila Glika i rewelacyjnego w tych finałach Michała Pazdana, w defensywie Grzegorza Krychowiaka czy w pomocy Kamila Grosickiego i młodego Bartosza Kapustki. Czyli ogólnie piłkarzy, którzy sprostali postawionym im wymaganiom i którzy mieli być potwierdzeniem potencjału polskiej reprezentacji. Dziękujemy!

Ocena reszty uczestników

   A co z innymi zespołami? Na pewno można powiedzieć, że te mistrzostwa były bardzo udane, było w nich wiele niespodzianek jak i rozczarowań. Rozczarowaniem na pewno była gra reprezentacji Anglii, która przegrała w 1/8 finału z jedną z rewelacji turnieju - malutką Islandią. Prócz tego słaby występ, jakby wypalonej, Hiszpanii, która, co prawda awansowała dalej, lecz swoją grą pozostawiała wiele do życzenia. Ponadto, z grup nie wyszła Rosja, Czechy czy choćby Szwecja. W każdym bądź razie coś za coś, bo były również wspomniane niespodzianki. Jak w każdym turnieju musiały pojawić się tzw. czarne konie. Nie licząc Polski, która także była takim czarnym koniem, swoją dobrą grą popisały się takie drużyny jak Węgry czy też wyżej wymieniona Islandia. Pozytywnie zaprezentowała się również drużyna Albanii zajmując w swojej grupie trzecie miejsce. Jednakże, największym czarnym koniem tych mistrzostw, według mnie, była Walia, która przegrała dopiero w półfinale z Portugalią. Niesamowicie szybka i składna gra Walijczyków, na czele z Garethem Bale'm, była ogromną niespodzianką i największym sukcesem w historii debiutującej reprezentacji.

   Natomiast nie zawodzili tacy weterani jak Niemcy czy Włosi mający cięższą drabinkę i drogę do finału oraz grający w finale z Portugalią Francuzi. Francję, która była gospodarzem turnieju od początku bukmacherzy traktowali jako murowanego faworyta do zwycięstwa. Drużyna Didiera Deschamps'a naszpikowana gwiazdami od początku nabierała coraz to większych obrotów, a dzięki Griezmannowi, który z sześcioma bramkami został królem strzelców, z powodzeniem dotarli do finału. Do finału, w którym zagrali z Portugalią. Cristiano Ronaldo i spółka co ciekawe nie zachwycali grą na tych mistrzostwach. Po słabej grze w grupie, trzema remisami kolejno z Austrią, Islandią, Węgrami i szczęśliwym wyjściu z grupy z trzeciego miejsca, nikt nie spodziewałby się, że zagrają oni w finale. Lecz mistrzostwa Europy to rozgrywki, w których niektóre drużyny potrzebują czasu, by się rozwinąć, rozpędzić i tak właśnie było z Portugalczykami. To z nimi przegraliśmy w rzutach karnych, lecz co nas może usprawiedliwić to myśl, że przegraliśmy z dzisiejszymi mistrzami Europy. Z drużyną, która poniekąd może świecić przykładem. Z drużyną, która się nie poddawała, która walczyła do końca i wbrew krytycznym opiniom nie przestała marzyć o sukcesie.

   W 2004 roku, gdzie mistrzostwa Europy rozgrywane były na portugalskich boiskach, Portugalia, po świetnej drodze do finału spotkała się z rewelacją  tamtejszego turnieju - Grecją, na którą nikt nie stawiał i uległa jej 1:0. Tak teraz los okazał się łaskawy i też sprawiedliwy oddając Portugalczykom utracone kilkanaście lat temu trofeum. Tymczasem, Francja, która była przygotowana na zwycięstwo swoich piłkarzy, niestety musiała przełknąć gorycz porażki po strzale Edera w finałowej dogrywce. Ten gol dał puchar, upragniony i wyczekiwany przez Cristiano Ronaldo, a zabrał go gospodarzom. Jeśli chodzi o mnie, w finale kibicowałem Francuzom i chociaż darzę sympatią reprezentację Portugalii uważałem, że niezasłużenie doszła do finału. Można powiedzieć, że szczęśliwie przebrnęła przez całą drabinkę, aczkolwiek, tak jak wcześniej wspomniałem z meczu na mecz nabierała rozpędu i w efekcie zagrała świetne spotkanie z Francją. Mecz bardzo wyrównany, z wielkim dramatem ikony Cristiano Ronaldo w tle, ale lepsza okazała się Portugalia i to ona przez następne cztery lata, do czasu rozgrywania kolejnych mistrzostw Europy, będzie bronić tego tytułu.
      
KUBA PRZYKŁADEM HARTU DUCHA
   Na koniec, jeszcze raz wielkie gratulacje dla Polaków. Było blisko. Kto wie, moglibyśmy zajść jeszcze dalej, gdyby nie wykorzystany w ćwierćfinale rzut karny przez Kubę Błaszczykowskiego, ale pamiętajmy o tym, że gdyby nie Kuba, w tym ćwierćfinale byśmy się nie znaleźli. Zagrał świetny turniej, dlatego sądzę, że jeżeli ktoś miał nie wykorzystać rzutu karnego, to właśnie dobrze się stało, że był to Kuba. Dlaczego? Bo jest silny psychicznie i dzięki jego doświadczeniu potrafiliśmy stawić czoła Ukrainie, a później Szwajcarii. Jak mawiają komentatorzy - mecz, w którym Błaszczykowski strzela bramkę jest meczem wygranym. Zatem, Kuba jest zawodnikiem, który mimo wszystko potrafi wziąć odpowiedzialność i cały ciężar na siebie. Jest co prawda pewien niedosyt, lecz na pewno się z tego podniesie. Jednakże, trzeba też szczerze powiedzieć, że mecz ze Szwajcarią zakończył się dla nas szczęśliwie i przedłużył nasze emocje, gdyż Szwajcarzy nie byli słabą drużyną, dlatego sprawiedliwości stało się zadość i w meczu z Portugalią musieliśmy już, niestety, skapitulować. Lecz nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Pokazaliśmy się z jak najlepszej strony, udowodniliśmy, że mamy potencjał i go wykorzystaliśmy. Sprawiliśmy, że reprezentacji Polski nie można było w tych mistrzostwach zlekceważyć a co najważniejsze, utrzymaliśmy formę z eliminacji i obyśmy ją utrzymali jak najdłużej.

   Życzę Polsce i piłkarzom byśmy awansowali również na zbliżające się powolnymi krokami mistrzostwa świata i na tej, tym razem międzynarodowej imprezie, zaistnieli w wielkiej piłce potwierdzając nasz kolektyw. Trener Nawałka zostaje, tak więc nadzieje znów są w nim i w zawodnikach pokładane. Oczekiwania w miarę sukcesu z biegiem czasu będą rosły, a chłopaki niech grają tak jak do tej pory, z przykładem wielkiego hartu ducha Kuby Błaszczykowskiego. Co nas nie zabije to nas wzmocni i uczyni jeszcze silniejszymi. My kibice, jesteśmy szczęśliwi, do nikogo nie mamy urazu i dziękujemy za dostarczone emocje oraz niezapomniane wrażenia. W końcu, Polska może dumnie poszczycić się sukcesami nie tylko w siatkówce, piłce ręcznej czy w skokach narciarskich, ale i w najbardziej popularnej dyscyplinie sportowej, zarówno na świecie jak i w naszym kraju, jaką jest piłka nożna. W sporcie jakże nieprzewidywalnym, jakże spektakularnym i udowadniającym, że niemożliwe nie istnieje.

Pozdrawiam,
Hart Ducha  :)

niedziela, 5 czerwca 2016

EURO 2016 i Francja jako gospodarz

Witam :)

   Kolejny post zacznę od krótkiego pytania: Co nastąpi 10 czerwca? Większość fanów piłki nożnej będzie znała odpowiedź, mianowicie 10 czerwca bieżącego roku nastąpi otwarcie Mistrzostw Europy we Francji. Z kolei gdybym zapytał, co wydarzyło się 10 czerwca 2000 roku, wówczas odpowiedź nie byłaby już tak jasna i spora część, myślę, zaczęłaby się zastanawiać. Otóż, tego dnia odbył się inauguracyjny mecz EURO 2000 na stadionach Holandii i Belgii. Lecz dlaczego łączę te dwie daty? W sumie to, że EURO 2000 i 2016 rozpoczyna się 10 czerwca to raczej taka ciekawostka, a bardziej chciałbym się skupić na tym, iż 16 lat temu zwycięzcami mistrzostw Europy byli Francuzi, którzy dzisiaj są gospodarzami tego prestiżowego europejskiego turnieju. Przypadek, czy też może zrządzenie losu? Może też się pojawić sugestia, że typuje Francuzów. Nic z tych rzeczy. Chociaż jako gospodarze mają teoretycznie wielkie szanse na powtórzenie wyczynu z 2000 roku, ale nie zapominajmy, że to jest futbol i tutaj wszystko jest możliwe tak jak nieobecność reprezentacji Holandii. A to jest ogromne zaskoczenie nie tylko dla mnie, lecz i dla wielu ekspertów oraz sympatyków tego sportu. No ale wróćmy teraz do meritum sprawy, gdzie wyjaśnię wam pokrótce o co mi chodzi...

   2 lipca 2000 roku na stadionie Feyenoordu Rotterdam Anders Frisk o godzinie 20:00 gwizdkiem sędziowskim rozpoczyna jeden z najwspanialszych i najbardziej dramatycznych finałów piłkarskich Mistrzostw Europy. Mecz Francja - Włochy oglądany przez miliony kibiców na trybunach i przed telewizorami. Zapowiadały się niesamowite emocje, bowiem obydwie drużyny nie miały lekkiej drogi by dotrzeć do finału. Zwłaszcza w półfinałach musiały przejść przez ciężką przeprawę, w której Francuzi po dogrywce pokonali Portugalczyków a Włosi dopiero w rzutach karnych poskromili Holendrów. Dwie wielkie reprezentacje stanęły naprzeciwko siebie w tym jednym, ostatnim meczu i żadna nie myślała o tym, by to spotkanie przegrać.

   Mecz niezwykle wyrównany, akcja za akcją, w zespołach mnóstwo gwiazd, które przez cały turniej dzielnie reprezentowały swoje państwa. I dopiero w 55 minucie Marco Delvecchio po składnej grze całej drużyny daje prowadzenie Włochom. Francuzi starali się atakować bramkę Buffona, ale w końcu Włosi słyną z solidnej i twardej defensywy. Aż do 94 minuty doliczonego już czasu, gdzie Wiltordowi Sylvain udaje się strzałem z lewej strony pola karnego umieścić piłkę w siatce i przywrócić swoim rodakom nadzieję, o którą tak dzielnie walczyli. Gwizdek sędziego kończący regulaminowy czas gry i zapowiadający dogrywkę, która dopiero teraz podnosi dramaturgię meczu. Takie sytuacje osłabiają zwykle drużynę, której zwycięstwo zostało praktycznie wyszarpane z rąk, a dodaje skrzydeł tym, którzy powstali z martwych. I tak też się stało. W 103 minucie po błędzie włoskich zawodników Robert Pires zagrywa piłkę w pole karne i pięknym strzałem z woleja David Trezeguet daje zwycięstwo Francuzom strzelając złotego gola, który wówczas obowiązywał jako obecnie już nieużywana w piłce nożnej zasada dotycząca dogrywek, przekreślając w ten sposób jakiekolwiek szanse Włochów na zdobycie trofeum. Tak oto Francja drugi raz z rzędu cieszyła się z tytułu mistrza, gdyż dwa lata wcześniej w 1998 roku po zwycięstwie 3:0 nad Brazylią zdobyła puchar mistrzostw świata. Zresztą cofnijmy się do tamtego pamiętnego finału EURO 2000...

                                                                           CZĘŚĆ 1


                                                                           CZĘŚĆ 2



   Zatem czy teraz po 16 latach Francuzi na swoich stadionach znów mogą pokusić się o sukcesy? Mają silny zespół i fakt, jako gospodarze są jednymi z faworytów, lecz nie zapominajmy, że to jest turniej i tutaj wszystko jest możliwe. Nie ma pewniaków, kandydaci na tron mogą być tylko teoretyczni i tylko drużyna, która utrzyma równą formę, a przede wszystkim wykaże się świetnym przygotowaniem fizycznym oraz mentalnym przez cały czas trwania mistrzostw będzie świętować zdobyty tytuł.

   My za to miejmy nadzieję, że nasza polska reprezentacja, dla której jest to trzeci występ na mistrzostwach Europy będzie czarnym koniem tych rozgrywek i zaprezentuje poziom wysoki utrzymując przy tym formę z eliminacji, bo szkoda byłoby zmarnować tak wielki potencjał i fantastyczną dyspozycję polskich zawodników. Wierzmy, że dzięki duetowi jaki stanowią trener Adam Nawałka i prezes Zbigniew Boniek Polska zajdzie daleko, niekoniecznie już do finału, ale jak to mówią, do trzech razy sztuka i biorąc pod uwagę Mistrzostwa Europy będziemy mogli być dumni ze swoich piłkarzy. Zatem trzymajmy kciuki za polską reprezentację oraz życzmy sobie, by EURO 2016 było również spektakularne jak to 16 lat temu.

Pozdrawiam,
Hart Ducha  :)

czwartek, 2 czerwca 2016

Fenomen Leicester

   Leicester City mistrzem Anglii! Gdybym wykrzyczał bądź wypowiedział te słowa na początku sezonu pewnie spotkałbym się z subtelną falą krytyki, powątpiewania ze strony bukmacherów oraz stałbym się obiektem kpin i żartów specjalistów. Bo przecież jak drużyna, która w poprzednim sezonie awansowała do Premier League i jako beniaminek zajęła tylko 14.miejsce, teraz potrafiła zdominować angielską ligę i przerwać hegemonię wielkich drużyn. Myślę, że dla wszystkich było to ogromne zaskoczenie i muszę szczerze przyznać, że dla mnie również. Chociaż, z drugiej strony kocham piłkę nożną właśnie za to, że potrafi być taka nieprzewidywalna i dzięki temu szykuje nam tak wiele niespodzianek.

O co tak dokładnie chodzi...
   Dlaczego Leicester? Na czym polega fenomen "Lisów"? Nic przecież nie wskazywało na to, że ta drużyna zdobędzie mistrzostwo. Przez 20 lat tylko cztery kluby były w stanie walczyć o tytuł: najbardziej utytułowany w lidze angielskiej Manchester United, dwaj wrogowie z Londynu - Arsenal i Chelsea, a w ciągu ostatnich lat do walki włączył się również bogaty i odwieczny rywal "Czerwonych Diabłów" - Manchester City. To oni rządzili i trzęśli angielską Premier League, do nich należało ostatnie zdanie. Wielkie kluby, sławni piłkarze, miliony wydanych pieniędzy, aż tu nagle czar prysł i kubeł zimnej wody wylany na gigantów oraz dowód, że nic nie może wiecznie trwać.

   W sezonie 2015/2016 Leicester postanowił przerwać tą passę i pokazać, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych a wiara w siebie może uczynić każdego zwycięzcą. Jak to możliwe, że drużyna, która do tej pory w swojej historii nie odniosła znaczącego trofeum - tylko 2 razy stawała na podium (2.miejsce w 1929 i 3.miejsce w 1928), 3 razy zdobyła będący pocieszeniem w angielskiej lidze puchar ligi (1964, 1997 i 2000), w pucharze Anglii 4 razy dotarła do finału (1949, 1961, 1963, 1969) lecz nie dane jej było zwyciężyć, za to w 1971 roku pokonując Liverpool 1:0 zdobyła Tarczę Wspólnoty? Jak to możliwe, że największymi możliwymi sukcesami "Lisów" było 7-krotne mistrzostwo Football League Championshiop, czyli zaplecza Premier League i mimo tego wszystkiego klub ten stanął na wysokości zadania i w sezonie 2015/2016 pokusił się o mistrzostwo?

   Z reguły za sukcesy i dobre wyniki pochwałami obsypuje się trenerów, którzy mają za zadanie opracować taką strategię i taktykę, przygotować tak fizycznie i psychicznie swoich podopiecznych, by byli w stanie stworzyć wielką drużynę mogącą grać o najwyższe cele. I w tym sezonie udało się to włoskiemu trenerowi Claudio Ranieriemu, który do Anglii powrócił po kilkuletniej przerwie, gdzie z Chelsea Londyn w 2004 roku zajął 2.miejsce i dotarł do półfinału Ligi Mistrzów. Jako trenerowi nie wiodło mu się zbyt dobrze, miał kilka epizodów w wielkich klubach jak np. Juventus Turyn czy Valencia. Nie zawsze też był doceniany. Nieraz krytykowany za stosowanie dużej rotacji zawodnikami podczas sezonów. I chyba wyciągnął wnioski ze swojego stylu gry, bo w Leicester skupił się na przygotowaniu fizycznym swoich zawodników, dzięki czemu zaoszczędził im i sobie wielu kontuzji. A nie było to łatwe, ponieważ przez cały sezon skorzystał tylko z 19 piłkarzy, w tym również z naszego Marcina Wasilewskiego. Ranieri sprawił, że nikomu nieznani piłkarze stali się gwiazdami Premier League. Jamie Vardy, który jeszcze 5 lat temu grał w 7 lidze angielskiej, w tym sezonie został najlepszym piłkarzem w Anglii - co zaowocowało debiutem w reprezentacji Anglii. Z kolei, algierski pomocnik Riyad Mahrez wybrany został najlepszym piłkarzem sezonu Premier League. Do tego dochodzi świetna postawa syna Petera Schmeichela - Kaspera, również bramkarza i Wesa Morgana, który jako kapitan "Lisów" kierował obroną mistrzów Anglii. To wszystko przyczyniło się do tego, że Leicester City stał się w ciągu jednego sezonu wielką potęgą wbrew opiniom, że mistrzem może zostać klub z pieniędzmi.

   "Lisy" łamią wszelkie stereotypy udowadniając wszystkim, że ani miliony w kasie ani wielcy piłkarze nie są wyznacznikami tego, by coś osiągnąć. Można też pozazdrościć Ranieriemu tego, co osiągnął, bo nie wyczynem jest prowadzić klub z historią, z tytułami, z gwiazdami w składzie, lecz osiągnąć coś z drużyną przeciętną, bez jakichś większych perspektyw na sukces. I ja też mógłbym podpisać się pod tym stwierdzeniem i może nie jestem trenerem, a miałem kiedyś to marzenie w planach, to chciałbym się z wami podzielić moim, co prawda wirtualnym sukcesem, ale sukcesem osiągniętym w myślę świetnie znanej fanom futbolu grze Football Manager. Jak każdy fan piłki nożnej uwielbiam grać w wolnych chwilach w gry sportowe takie jak FIFA czy wspomniany FM. Wiele drużyn wrzucałem na warsztat. Mistrzostwa z Realem Madryt, Manchesterem United i innymi zespołami z wyższej półki to tylko jedne z wielu, ale nic tak nie sprawiało radości jak długofalowy awans do najwyższych lig rozgrywkowych z niemieckim Dynamem Drezno czy włoskim Albinoleffe. Z trzecich lig do ekstraklasy swoich krajów, a więc z niczego zrobiło się coś, co można nazwać wielkim osiągnięciem. I to właśnie uczynił Ranieri. Również, biorąc pod uwagę naszą polską ekstraklasę, na wielkie wyrazy uznania zasłużył Piast Gliwice, który przebojem zajął ostatecznie 2 miejsce premiowane grą w europejskich pucharach.

   A więc na czym polega fenomen Leicester City? Kończąc, myślę, że odpowiedzi nie musimy szukać daleko, bo jest ona widoczna gołym okiem, wystarczy obiektywnie spojrzeć na całokształt. Mistrzem Anglii została drużyna, na którą nikt nie stawiał. Najlepszymi piłkarzami zostali ci, o których nikt nie słyszał, a teraz głośno jest o klubie, który zgromadził wokół siebie nową rzeszę sympatyków futbolu. I to dzięki determinacji, wierze i nieustannej walce, w czasie której przez cały sezon nikt się nie poddał.

Pozdrawiam,
Hart Ducha  :)

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Bitwa o Anglię

     13 maja 2012 roku rozgrywana zostaje ostatnia kolejka angielskiej Premier League. W jednym z najciekawszych meczów wielki Manchester United podejmuje Sunderland. Mecz o wszystko, bowiem stawką jest mistrzostwo Anglii. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż tego samego dnia, o tej samej porze, równorzędnie, swój ostatni w tym sezonie mecz rozgrywał również odwieczny rywal - Manchester City, któremu zwycięstwo nad drużyną Queens Park Rangers dałoby pierwsze miejsce w tabeli uzyskane dzięki korzystniejszemu bilansowi bramkowemu. Już w 20 minucie Wayne Rooney daje prowadzenie Czerwonym Diabłom, co zbliża Manchester United do kolejnego tytułu. Jednakże, nikt nie spodziewał się, że drugi mecz zapisze się na kartach historii w sposób wyjątkowy i będzie wspominany przez kibiców Manchesteru City przez długie długie lata. Tym oto długim wstępem chcę Wam przybliżyć niezwykle emocjonujące widowisko będące prawdziwą "Bitwą o Anglię".
    
   "The Citizens" przez większą część pierwszej połowy dyktowało tempo gry i to oni w lepszych nastrojach schodzili do szatni, kiedy to w 39 minucie po akcji całego zespołu Pablo Zabaleta dał prowadzenie swojej drużynie. Jednak radość gospodarzy nie trwało długo, gdyż po przerwie w 48 minucie po błędzie Lescotta piłkę przechwytuje niepilnowany Cisse i umieszcza ją w siatce. Remis, który rozpoczął istny horror tego spotkania. Goście zaczynali nabierać pewności siebie, czego efektem jest strzelona głową bramka Mackie'go w 66 minucie. W międzyczasie chwilę wcześniej czerwoną kartkę (za uderzenie łokciem Carlosa Teveza) zobaczył gracz Queens Park Rangers - Joey Barton. Mimo tego osłabienia wyszli na prowadzenie a sfrustrowani gracze Manchesteru City powoli żegnali się w myślach z tytułem. Gospodarze walczyli o każdy metr boiska robiąc wszystko by wyszarpać Czerwonym Diabłom nadchodzące ku im mistrzostwo. I kiedy regulaminowy czas gry w obydwu spotkaniach powoli dobiegał końca a Manchester United po ciągłym prowadzeniu 1:0 był coraz bliższy sięgnięcia po tytuł, wszyscy nerwowo śledzili przebieg drugiego meczu. Horror rodem z Hitchcocka wciąż trwał. Minuty uciekały, lecz to, co się wydarzyło tego dnia na Etihad Stadium było czymś niemożliwym i niewyobrażalnym potwierdzającym jak piękny potrafi być futbol.

   Mianowicie, w 92 minucie doliczonego już czasu gry, Edin Dżeko po dośrodkowaniu z rzutu rożnego strzałem głową doprowadza do remisu i przywraca nadzieje nie tylko kolegom z drużyny, ale i także kibicom, że ten mecz jeszcze się nie zakończył. Trzy ostatnie minuty i ostatni gwizdek sędziego. Cała Anglia bacznie obserwuje obydwa spotkania, cały Manchester podzielony na "czerwonych" i "niebieskich" z zapartym tchem trzyma kciuki za swoje ukochane kluby. Trenerzy patrzą na zegarki modląc się o spełnienie swych marzeń. I to Roberto Mancini wymodlił sobie sukces, kiedy to w 94 minucie Sergio Aguero po składnej akcji zespołu zachowuje zimną krew i przesądza o wyniku meczu. Manchester City wygrywa po dramatycznym boju z Queens Park Rangers 3:2 i to "The Citizens" po 44 latach zdobywają upragnione mistrzostwo. Natomiast ich odwiecznemu rywalowi pozostaje na pocieszenie fotel wicelidera. Niesamowita radość na Etihad Stadium jest zwieńczeniem tego pięknego spektaklu zakończonego uniesieniem pucharu przez piłkarzy Manchesteru City.
    
   Ten mecz pokazuje jak wielką wolą walki wykazali się zawodnicy "The Citizens". Pomimo niesamowicie wielkiej presji wynikającej nie tylko z przebiegu meczu, ale także z walki o tytuł z armią wroga dowodzoną przez sir Alexa Fergusona, nie złamali się i walczyli do końca. Nie poddali się, unieśli brzemię jakie na nich spoczywało, bo wiedzieli o co walczą i o czym marzą, a tą zbawienną grą wygrali swoją "bitwę o Anglię". Koniec końców, piłka nożna jest sportem nieprzewidywalnym, tutaj niemożliwe nie istnieje i póki piłka w grze to nie można tracić nadziei, a tym bardziej porzucać swoich marzeń.

   Pragnę Was jeszcze zaprosić do obejrzenia filmu, gdyż powyższa recenzja tylko w małym stopniu opisuje jak wielkie było to widowisko i nie odzwierciedla atmosfery jaka mu towarzyszyła  ;)   


Część 1
 

Część 2
 

Pozdrawiam i do następnego razu,
Hart Ducha  :)

wtorek, 12 stycznia 2016

Wesoła nowina ...

    Witam wszystkich w Nowym 2016 Roku, który dla kanału Hart Ducha, już na jego wstępie, okazuje się być szczęśliwym, a to głównie dzięki Wam. Kanał osiągnął już liczbę 500 subskrypcji, a więc poszerzył rzeszę fanów, których to wykazało zainteresowanie moimi "motywacyjnymi wykładami". Bardzo Wam dziękuję za każdego suba, za wszelkie słowa pochwały, również hejtu ;) za wszystkie łapki w górę jak i te w dół, bo to także świadczy o tym, że ktoś coś obejrzał, ale akurat to do niego nie przemówiło. Ponadto zachęcam do dalszego subskrybowania oraz życzę każdemu subskrybentowi zarówno jak i gościowi, który zajrzy na mój kanał lub bloga, wszystkiego co najlepsze w tym Nowym Roku.
HARTujcie DUCHA i niech moc będzie z Wami ;)

Pozdrawiam :)