niedziela, 25 maja 2014

"Jeśli walczymy, możemy przegrać. Jeśli tego nie robimy, jesteśmy przegrani"


Witam :)

   Przez chwilę zastanawiałem się o czym mógłby być mój pierwszy - po prologu - post i postanowiłem, że warto go poświęcić wczorajszemu wydarzeniu. Otóż, wczoraj, czyli 24 maja 2014 roku, odbył się długo wyczekiwany przez kibiców piłki nożnej finał Ligi Mistrzów. W Lizbonie po raz pierwszy w historii tych rozgrywek stanęły naprzeciwko siebie dwie europejskie drużyny z tego samego kraju i z tego samego miasta. Mowa tu oczywiście o odwiecznych rywalach z Madrytu - Realu i Atletico.

   Pod tym względem już przed samym spotkaniem mecz zaczął nabierać rumieńców. A dodatkowych emocji miała dostarczyć niezawodna gra Atletico, które, podobnie jak w poprzednim sezonie Borussia Dortmund, okazało się czarnym koniem tegorocznych rozgrywek Champions League. Trzeba też zaznaczyć, że Los Rojiblancos zdobyli również mistrzostwo Hiszpanii, po niebywale ciężkim sezonie i konsekwentnej strategii, przerywając tym sposobem hegemonię Barcelony i Realu. A ci przecież w ostatnich latach głównie między sobą toczyli bój o fotel lidera.

   Ale wróćmy do wątku. Wiem, że teraz mogę wzbudzić trochę kontrowersji, ponieważ nie wszyscy podzielą mój entuzjazm, o co nie będę miał do nikogo pretensji, ale w tym spotkaniu wiernie kibicowałem Realowi. Zresztą jestem jego fanem od dziecka, to tak na marginesie. Zarówno piłkarze Realu jak i Atletico marzyli o zwycięstwie. Marzyli by przejść do historii i do 90 minuty po golu Godina bliscy tego celu byli właśnie piłkarze Atletico. Utrzymując jednobramkową przewagę zaprezentowali bardzo mądrą grę umiejętnie rozgrywając piłkę i skutecznie się broniąc. Piłkarze Realu wydawali się być bezradni. Chociaż atakowali bramkę rywali, stwarzali sytuacje to niestety brakowało wykończenia akcji no i szczęścia. To nie był ten Real, który w półfinale odesłał do domu wielki Bayern Monachium - triumfatora poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. Kilkakrotnie wynik meczu mógł się zmienić na ich korzyść, ale rewelacyjna ekipa Diego Simeone również pragnęła odnieść pierwsze w historii tego klubu trofeum w tak prestiżowych rozgrywkach. Aż w końcu sędzia techniczny podnosi tablicę z doliczonym czasem gry. Czas ucieka nieubłaganie. Real szuka cienia swojej szansy, Atletico skupia się na grze defensywnej. A ja? Ja wciąż po cichu wierzę, że nie należy się nigdy poddawać, bo piłkarze Realu nie mają już nic do stracenia a ciążąca nad nimi presja przydomku "Królewscy" czy "Galaktyczni", która do czegoś zobowiązuje, w końcu może być z nich zdjęta. To ma właśnie sprawić, iż mogą jeszcze odmienić losy tego spotkania. Przecież historia zapamiętała tyle meczów, które były dowodem na to, że w futbolu wszystko jest możliwe i walczy się do końca, ale o tym już w kolejnych postach ;)

   93 minuta, rzut rożny, dośrodkowanie, Sergio Ramos i gol. 1:1. Real w końcówce meczu zdołał zremisować, a więc mecz zaczyna się od nowa. Złośliwi lub krytycy pewnie powiedzą, że to fart, ale czyż nie o to też chodzi w piłce, by liczyć również na szczęście? Ok dogrywka, czy może rzuty karne? - myślę. Ale to dopiero był początek renesansu drużyny Carlo Ancelottiego. Real odżył, nabrał pewności siebie, czego efektem były kolejne bramki w dogrywce. Najpierw Bale, później Marcelo i na koniec, by przypieczętować zwycięstwo oraz znakomity w swoim wydaniu cały sezon, Cristiano Ronaldo umieszcza piłkę w siatce z rzutu karnego. A więc po raz dziesiąty Real. A Atletico? Tej drużynie należą się wyjątkowe brawa i pochwały za całokształt. Za świetnie rozegrany mecz, za niezwykle emocjonującą drogę i pokaz zdumiewającej postawy we wszystkich spotkaniach aby dotrzeć do finału - gdzie zakładam, że nie wszyscy typowali Atletico Madryt jako głównego pretendenta mogącego pokusić się o Puchar Mistrzów - no i w końcu za sensacyjny jak i zarazem fascynujący sezon w Primera Division.

   Kończąc mój wywód, warto przytoczyć pewne motto, które od niedawna, wywieszone na tabliczce, znalazło się na stadionie Santiago Bernabeu w szatni piłkarzy Realu:  "Jeśli walczymy możemy przegrać. Jeśli tego nie robimy, jesteśmy przegrani".  Widać, owe hasło utkwiło w pamięci zwycięzców i mam też nadzieję, że będzie towarzyszyć również nam ze względu na jego uniwersalność.

Pozdrawiam i do następnego razu,
Hart Ducha :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz