niedziela, 8 października 2017

Mamy to! Polska zagra na Mistrzostwach Świata w Rosji!


     "Do nieba, do piekła, do nieba..." – tak oto tymi słowami Tomasza Hajty, komentującego wraz z Mateuszem Borkiem mecz Polski z Czarnogórą, można by opisać to, co działo się na Stadionie Narodowym w Warszawie. Piłkarska reprezentacja Polski w swoim ostatnim, dramatycznym jak się później okazało, spotkaniu eliminacji pokonała drużynę Czarnogóry 4:2. I tym samym, po raz ósmy w historii awansowała na Mistrzostwa Świata, które odbędą się już w przyszłym roku w Rosji. Ponadto, kolejne rekordy bije Robert Lewandowski, ale zacznijmy od początku...

     Adam Nawałka jako trener reprezentacji przejął drużynę 1 listopada 2013 roku. Mogłoby się wydawać, że data nostalgiczna, ale nie dla tego pana. Od tego dnia, polski futbol zmienił swoje oblicze. Po nieudanych występach na Euro 2012, którego byliśmy współorganizatorami, nie wspominając o mistrzostwach świata w 2002 i 2006 roku oraz o Euro 2008, gdzie z reguły rozgrywaliśmy mecze otwarcia, mecze o wszystko i mecze o honor, teraz przestaliśmy być chłopcami do bicia i staliśmy się jedną z potęg europejskiego futbolu. A na ten światowy, miejmy nadzieję, doczekamy się już w 2018 roku. Chociaż, jakby spojrzeć na ranking FIFA, już teraz stoimy obok takich drużyn jak Brazylia czy Argentyna. Nawałka, po zastosowaniu metody prób i błędów stworzył w końcu drużynę mogącą powalczyć o najwyższe trofea. To, że posiadamy potencjał i wspaniałych zawodników potwierdziliśmy na mistrzostwach Europy w 2016 roku, gdzie dotarliśmy do ćwierćfinału, przegrywając dopiero w rzutach karnych z późniejszym triumfatorem -  Portugalią. Tacy piłkarze jak Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski, Kamil Glik, Łukasz Piszczek, Kamil Grosicki, Grzegorz Krychowiak, Łukasz Fabiański, Wojciech Szczęsny, Arkadiusz Milik, Piotr Zieliński, którzy także zachwycają swoją grą w wielkich europejskich klubach, stanowią wraz z innymi o sile i wielkości polskiej kadry. A awansem na mundial doskonale to udowadnia.

     Po losowaniu grup eliminacyjnych zaliczano nas do grona faworytów. Walka o prym grupy miała się toczyć głównie z Danią oraz Rumunią. Bez szans nie pozostawała Czarnogóra, a Armenia wraz z Kazachstanem, powiedzmy, mieli być dostawcami punktów. Jak się okazało i jak głosi stare piłkarskie porzekadło - piłka nożna jest sportem nieprzewidywalnym i nie można nikogo lekceważyć - bo już w pierwszym meczu z Kazachstanem o dziwo zremisowaliśmy 2:2. Później już było trochę lepiej. Trochę, ponieważ blisko sprawienia nam niespodzianki byli Duńczycy, lecz ostatecznie spotkanie zakończyło się naszym zwycięstwem 3:2. W kolejnym meczu, również szczęśliwie dla nas wygranym 2:1 z Armenią, Robert Lewandowski strzela bramkę w ostatnich minutach. Z czasem, nasza gra zdecydowanie była pewniejsza. Zwycięstwo z Rumunią 3:0, 2:1 z Czarnogórą oraz 3:1 w rewanżu z Rumunią. Niestety, po przerwie wakacyjnej, w następnym spotkaniu przegrywamy aż 4:0 z Danią. Jednakże, tą wpadkę nazwijmy wypadkiem przy pracy. Z drugiej strony, taki kubeł zimnej wody przydał się piłkarzom, by nie spoczęli na laurach i nie zapominali o co grają. Efektem czego były wysokie zwycięstwa: 3:0 nad Kazachstanem i 6:1 nad reprezentacją Armenii. Został jeden mecz, ten jedyny, dający nam awans. Praktycznie, wystarczyłby jeden punkt, ale w pojedynku o taką stawkę nie można grać na remis i w każdym spotkaniu trzeba dać z siebie wszystko, 100% zaangażowania. Ponadto, w dobrym stylu przydałoby się zakończyć eliminacje pieczętując wyraziście pierwsze miejsce w grupie.

     Mecz rozpoczęliśmy świetnie, bo już w 6' minucie po bramce Krzysztofa Mączyńskiego objęliśmy prowadzenie. Kilka minut później, po składnej akcji naszych piłkarzy, w 16' minucie do bramki trafia Kamil Grosicki. Mamy już awans, prowadzimy i wystarczy ten wynik tylko utrzymać. Do końca pierwszej połowy graliśmy mądrze i rozważnie, skutecznie się broniąc, ale i też stwarzając sobie raz po raz dogodne sytuacje. I tutaj znów pojawiła się nasza zmora towarzysząca nieraz w poprzednich meczach. W drugiej połowie straciliśmy w łatwy sposób kontrolowanie gry, co musiało skutkować błędami oraz bramkami przeciwników. Tak też się właśnie stało. Byliśmy w niebie, by po kilku minutach znaleźć się w piekle. W 78’ minucie - tuż po wejściu na boisko z ławki rezerwowych - przepiękną bramkę z przewrotki strzela Mugosa, a zaraz po nim, bo w 83' minucie na 2:2 wynik podwyższa Tomasevic i mecz zaczyna się jakby od nowa. Co prawda, jak wcześniej wspomniałem, remis nam wystarcza, ale nie mogliśmy zapominać, że do końca spotkania pozostało jeszcze z kilka/kilkanaście minut. Kibice na trybunach jak i ci przed telewizorami… no właśnie, wszyscy chyba przeżywaliśmy to samo, bo przecież nie tak miało to wyglądać. Strach, panika, niedowierzanie rysowały się na naszych twarzach. By po chwili znów dopadła nas euforia, gdy w 85' minucie Robert Lewandowski wykorzystał błąd obrońcy Czarnogóry i strzelił dającą prowadzenie bramkę. Na koniec, po rajdzie lewą stroną "Grosika" i przejęciu - po dośrodkowaniu - na prawej stronie piłki przez Błaszczykowskiego oraz strzale wzdłuż bramki gola samobójczego na meczowe konto wpisuje Stojkovic. Mamy to! Wygraliśmy 4:2 i już nikt nam nie odbierze pierwszego miejsca premiowanego awansem na Mistrzostwa Świata w Rosji. Teraz już jesteśmy w niebie. Na koniec niespełna 58 tys widzów miało jeszcze okazję zobaczyć celebrowanie sukcesu przez piłkarzy, by następnie w szczęśliwych nastrojach opuścić Stadion Narodowy.
     
     Niesamowite wrażenia, emocje na wysokim poziomie plus niezapomniane dla wielu Polaków obrazki sportowego piękna. Polska piłka nożna znów zaczyna cieszyć kibiców. Cieszy nas również postawa w szczególności Roberta Lewandowskiego, który po tych eliminacjach pobija kolejne piłkarskie rekordy. Już w przedostatnim meczu z Armenią, gdzie strzelił kolejnego w swojej karierze hat-tricka, z 50 golami uplasował się na pierwszym miejscu w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii polskiej piłki reprezentacyjnej. Przeskoczył przy tym, długo niepokonanego pod względem strzelonych bramek Włodzimierza Lubańskiego. A kolejną bramką w meczu z Czarnogórą podkreśla jeszcze bardziej swoją klasę. Warto dodać, że został też najlepszym strzelcem w historii kwalifikacji w Europie, gdzie mając 16 bramek jest lepszy o jedno oczko od Cristiano Ronaldo. Nie można również zapomnieć o trenerze, Adamie Nawałce. On z kolei jest rekordzistą, jeśli chodzi o doprowadzenie reprezentacji - przez jednego selekcjonera - zarówno do finałów Mistrzostw Europy jak i Mistrzostw Świata. Gratulujemy obydwu panom i życzmy im oraz całej kadrze, by nigdy się nie poddawali oraz zawsze walczyli do końca. A na Mundialu w Rosji, tak jak w słowach naszego hymnu narodowego, pokazali "...jak zwyciężać mamy".

Pozdrawiam,
Hart Ducha